Drobiazgi Minęło kilka dni, odkąd skończyłem pomagać w przeprowadzce pewnej miłej, starszej Pani Psycholog z Ligovki. Rajdy z piątego piętra kamienicy w tę i nazad (zwłaszcza z worem śmieci na plecach), powtarzane multum razy każdego dnia dawały w kość. Biesiady z właścicielką mieszkania i innymi pomocnikami przy kawie i ciastkach były nie tylko miłe ale i pouczające. Podobnie jak kłótnie z dwornikiem i wynajętymi „gruzczikami”, które dały mi ciekawe lekcje tutejszego folkloru.

Kot obserwuje ciekawe widowisko, którym niewątpliwie jest przeprowadzka Mąż Pani Psycholog (tak będę nazywał właścicielkę mieszkania) umarł trzy lata temu. Tak to czasem bywa – jednego dnia zajmujesz się swoimi życiem, masz milion rozgrzebanych projektów, a drugiego trafiasz do szpitala z zapalaniem płuc i jeśli masz pecha - po kilku dniach jesteś już całkiem martwy. Mąż Pani Psycholog - malarz, grafik, ilustrator wielu książek, albumów, reklam a nawet podręczników szkolnych dla dzieci umarł praktycznie z dnia na dzień, zostawiając swoją wielką pracownię w totalnym nieładzie. Pani Psycholog, która do królestwa męża zaglądała rzadko i niechętnie, przytłoczona śmiercią najbliższej osoby zamknęła pomieszczenie na głucho. Niedawno jednak stwierdziła, że czas przeprowadzić się do mniejszego mieszkania. Chcąc nie chcąc trzeba było otworzyć podwoje pracowni męża i rozgrzebać chaos, który nawarstwił się tam przez lata. Tutaj na scenie dramatu pojawiam się ja...

Ligovski Prospekt - pomimo swej złej sławy - to ukochana dzielnica Pani Psycholog właściwie od zawsze. Kupiła więc mieszkanie na ulicy tuż obok, sprzedała swoje dotychczasowe lokum, zmobilizowała krewnych i znajomych i rozpoczęła się przeprowadzka.

Dziadek leci na samowarze - jedna z ilustracji męża Pani Psycholog Najbardziej utkwiła mi w pamięci pierwsza wizyta w starej, przedrewolucyjnej kamienice na Ligovce – zbudowano ją w 1903 roku! Zatęchłe powietrze klatki schodowej, mozaiki na podłodze, kamienne schody, rzeźbione gzymsy, gipsowe sztukaterie - mieszczański klimat z początku wieku niemalże jak żywy. Na pierwszym piętrze (w Rosji nie ma "parteru", tylko od razu pierwsze piętro) - dawna kanciapa ciecia. Człowieka, którego możesz przekupić srebrnym rublem z podobizną Mikołaja II, aby zbierał informacje o podejrzanych ruchach mieszkańców (jeżeli jesteś detektywem albo szpiegiem ze starego, rosyjskiego kryminału). Klatka schodowa na pierwszym półpiętrze rozwidla się na dwie – mniejsza, specjalnie dla służby, prowadzi prosto do będącego częścią każdego mieszkania zaplecza, pełniącego przed rewolucją rolę pralni i kuchni. Dziś z reguły ta przestrzeń robi za skład wszystkich „przydasiów”, dla których najczęściej zostaje ostatnia przystanią.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem sławetną pracownię męża Pani Psycholog, od razu przyszła mi do głowy mityczna stajnia Augiasza. A także przekonanie, że robota na pewno nie będzie należała do najlżejszych i przyjdzie tu popracować dobry tydzień. Nie pomyliłem się.

Jeden z niedokończonych projektów Sterty papierów, książek, szkiców, notatek, teczek i rulonów czystego papieru, którego malarz nie zdążył zużyć, zajmowały większą przestrzeń pomieszczenia (po kilku dniach rozbierania okazało się, że są pod nimi jakieś stoliki a nawet kanapa). Pozbijane z desek i starych mebli półki uginały się pod ciężarem makulatury. Wszystko pokryte grubą warstwą kurzy i pyłu (zalany kilka lat temu sufit zaczął się obsypywać) – izba tortur dla astmatyka lub człowieka uczulonego.

Co znamienne, nie można było tego wszystkiego tak po prostu wrzucić do wora i wynieść na śmietnik – Pani Psycholog planuje wydać album poświęcony twórczości swojego męża, a w papierach walających się po całym pokoju są szkice i rysunki, które powinny się znaleźć w publikacji. Są też listy, pocztówki, rękopisy i zdjęcia, które należy złożyć w osobnym kartonie. Zaczęło się dłubanie...

Monety z różnych europejskich krajów Bardzo szybko pracownia zaczęła jawić mi się jako jakaś magiczna przestrzeń - pomimo rozgrzebywania go przez kilka dni przez kilka osób (Pani Psycholog ma wielu przyjaciół), wciąż wydawało mi się, jakby nic tu nie było zrobione! Nie wpływało to pozytywnie na morale...
Dokonałem jednak wielu interesujących spostrzeżeń. Buszując w byłym królestwie zmarłego malarza, przeglądając jego notatki, dokumenty, listy, zaśmiewając się z jego rysunków na marginesach notatników, poczułem niemałą sympatię do tego człowieka, którego już nie zdołam poznać osobiście. Grzebiąc w jego drobiazgach, przeglądając zbiory monet i map z licznych podróży po Europie (okazało się, że podobnie jak ja uwielbiał mapy) i słuchając wspomnień jego żony, dowiedziałem się poniekąd, jakim był człowiekiem. I polubiłem go.

Stary kalendarz z klasyczną do swoich czasów ilustracją Wiele z jego rzeczy miało trafić na śmietnik, do czego oczywiście nie dopuściłem :) Tak stałem się posiadaczem kilku aparatów Zenit, Polaroida 600, ciepłych, skórzanych rękawiczek na zimę, butelki wody kolońskiej nigdy nie wyjętej z pudełka, starego modelu żaglowca („oczyścisz, posklejasz i będziesz miał dla dziecka”) i wielu drobiazgów z epoki Kraju Rad. Ale przede wszystkim wyniosłem z całej przygody cenne spostrzeżenia i nowe znajomości.

Ostatnie dwa dni były najlżejsze. Znajoma Pani Psycholog, która pomagała w całym przedsięwzięciu, dogadała się z miejscowym dwornikiem*, aby za opłatą wynosił z mieszkania wory ze śmieciami, a także posegregowaną makulaturę i złom, które mógł sobie zabrać do skupu. Dwornik imieniem Aliszer, pochodzący z Azji Środkowej, akurat zbierał fundusze na ślub syna, więc chętnie podjął się dodatkowego zajęcia. Mały, krępy facet o wielkich, stwardniałych dłoniach wyniósł przez dwa dni chyba kilkadziesiąt worów! Ostatniego dnia przyjechali też specjaliści od przeprowadzek w sile czterech chłopa i samochodu z dużą paką i przejęli najcięższą robotę. Trochę się z nimi pokłóciłem, ale nie ważne :)

Przeprowadzka skończona. Stare mieszkanie ma nowego właściciela, który właśnie przeprowadza w nim generalny remont, a Pani Psycholog i jej kot podobno już przywykli do nowego lokum. Wkrótce na pewno znów ich odwiedzę :)

Krzysztof


* Dwornik – osoba zajmująca się czystością na podwórku. Zamiata, ogarnia czystość dookoła śmietników, zimą odśnieża. Dwornikami są dziś najczęściej gastarbeiterzy z byłych republik radzieckich w centralnej Azji. W Petersburgu jest nawet pomnik dwornika - kiedyś Wam pokażę :)





Dodaj komentarz



Kod antyspamowy
Odśwież


Ciekawostki

Na fladze i w herbie Petersburga umieszczono dwie skrzyżowane kotwice - rzeczną i morską, oraz carskie berło zwieńczone dwugłowym orłem.

Facebook

Główny Partner